Wszystkim czytelnikom pięknie dziekuję za czas poświęcony na czytanie mojego bloga, życzę udanych świąt i najlepszego Nowego Roku.
Dzisiaj opuszczamy marinę w Durbanie i płyniemy najdalej jak się da na południe. Zapewne Nowy Rok powitamy na wodzie, a więc do ,, siego roku!
czwartek, 24 grudnia 2015
niedziela, 20 grudnia 2015
afryka nie dzika
a więc jesteśmy w Afryce, dokładnie w Południowej.
Zabrało nam 17 dni, aby tu bezpiecznie dotrzeć, więc nie możemy chwalić się jakimś rekordem szybkości, chociaż ostatnie mile
pokonywaliśmy z zawrotną prędkościa w okolicach 8 wezłów i powyżej a maksymalną prędkość odnotowaliśmy na instrumwentach aż
9,10 wezła!!! Jednak kilka dni bez wiatru zaważyło na średniej i ta jest w granicach 4 węzłów.
Większość naszych dotychczasowych długich pasaży jest raczej monotonna, by nie powiedzieć nudna, ten jednak był trochę nerwowy. Zazwyczaj pogodę sprawdzamy co dwa dni, czasem codziennie; tym razem sprawdzalismy co kilka godzin czasami a także posiłkowalismy się informacjami od dwóch różnych żeglarzy przebywajacych na lądzie z dostepem do internetu. Tę masę informacji trzeba było przetworzyć na konkretne decyzje - gdzie to jest jakim kursem płynąc i z jaką prędkością. Dzięki nim też po dwóch trzecich drogi , to jest po 1200 milach zmienilismy cel, z połozonego na południu Port Elizabeth najpierw na Durban, a w trakcie przekraczania Aguillas Current na bliższy Richard's Bay. Na tym etapie miliśmy korzystny, zgodny z kierunkiem prądu wiatr północno-wschodni, ale przeraziła nas jego siła sięgająca 30 wezlów. Tu to własnie prulismy fale jak szaleni ale ponieważ prognozy zapowiadały wzrost siły wiatru, dalismy za wygrana i przebilismy sie przez Aguillas w poprzek.
W porcie ogarneła mnie jak zawykle nostalgiodepresja, bo portów , marin i takich tam cywilizacji po prostu nie cierpię.
Oczywiscie o pływaniu mowy nie ma po pirsie spacerują karaluchy i tylko patrzec jak nas odwiędzą, z pobliskich / 20m/ barów dudni muzyka ni o watachy turystów - gapiów defilują nam przed nosem. Ale, ale,, po droze złowilsmy dwie piekne dorady, więc najedlismy się rybek co nie miara. Ceny żywności są tu bardzo atrakcyjne ale najlepsze to ceny,, alkoholu! No , mozna pic bez ograniczeń! Co kosztuje ból głowy / po zaledwie niecałej butelce wina do kolacji, widać więc że z wiekiem ograniczeniu ulegają różne zdolności. Nie odprawiliśmy się jeszcze całkowicie, mamy tylko stempelki w paszportach od immigration i może za jednym zamachem załatwimy odprawę out, bo planujemy wypłynąć pojutrze. Pominiemy więc turystycne atrakcje w postaci wioski Zulusów i safari ale za to znów na otwartej wodzie!!
Zabrało nam 17 dni, aby tu bezpiecznie dotrzeć, więc nie możemy chwalić się jakimś rekordem szybkości, chociaż ostatnie mile
pokonywaliśmy z zawrotną prędkościa w okolicach 8 wezłów i powyżej a maksymalną prędkość odnotowaliśmy na instrumwentach aż
9,10 wezła!!! Jednak kilka dni bez wiatru zaważyło na średniej i ta jest w granicach 4 węzłów.
Większość naszych dotychczasowych długich pasaży jest raczej monotonna, by nie powiedzieć nudna, ten jednak był trochę nerwowy. Zazwyczaj pogodę sprawdzamy co dwa dni, czasem codziennie; tym razem sprawdzalismy co kilka godzin czasami a także posiłkowalismy się informacjami od dwóch różnych żeglarzy przebywajacych na lądzie z dostepem do internetu. Tę masę informacji trzeba było przetworzyć na konkretne decyzje - gdzie to jest jakim kursem płynąc i z jaką prędkością. Dzięki nim też po dwóch trzecich drogi , to jest po 1200 milach zmienilismy cel, z połozonego na południu Port Elizabeth najpierw na Durban, a w trakcie przekraczania Aguillas Current na bliższy Richard's Bay. Na tym etapie miliśmy korzystny, zgodny z kierunkiem prądu wiatr północno-wschodni, ale przeraziła nas jego siła sięgająca 30 wezlów. Tu to własnie prulismy fale jak szaleni ale ponieważ prognozy zapowiadały wzrost siły wiatru, dalismy za wygrana i przebilismy sie przez Aguillas w poprzek.
W porcie ogarneła mnie jak zawykle nostalgiodepresja, bo portów , marin i takich tam cywilizacji po prostu nie cierpię.
Oczywiscie o pływaniu mowy nie ma po pirsie spacerują karaluchy i tylko patrzec jak nas odwiędzą, z pobliskich / 20m/ barów dudni muzyka ni o watachy turystów - gapiów defilują nam przed nosem. Ale, ale,, po droze złowilsmy dwie piekne dorady, więc najedlismy się rybek co nie miara. Ceny żywności są tu bardzo atrakcyjne ale najlepsze to ceny,, alkoholu! No , mozna pic bez ograniczeń! Co kosztuje ból głowy / po zaledwie niecałej butelce wina do kolacji, widać więc że z wiekiem ograniczeniu ulegają różne zdolności. Nie odprawiliśmy się jeszcze całkowicie, mamy tylko stempelki w paszportach od immigration i może za jednym zamachem załatwimy odprawę out, bo planujemy wypłynąć pojutrze. Pominiemy więc turystycne atrakcje w postaci wioski Zulusów i safari ale za to znów na otwartej wodzie!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)