Archipelag Tuamotu, jak wyraźnie widać na każdej mapie, to kilkadziesiąt rozsianych na oceanie atoli, na pierwszy rzut oka bardzo do siebie podobnych. Te, które odwiedzają żeglarze, musza mieć przerwę w obrączce z lądu, opasującej turkusowe spokojne wody wewnątrz atolu. Przerwę zwaną pass na tyle szeroką i bezpieczną, żeby dało się wpłynąć i znaleźć jakieś miejsce do rzucenia kotwicy. Kawałki lądu noszą nazwę motu. Niektóre motu są zamieszkałe, inne bezludne, czasem na motu mieszka tylko jedna rodzina. Motu są płaskie, pagórki zdarzają się rzadko, a roślinność jest nieróżnorodna, trochę drzew, trochę krzewów, przeważają jednak palmy kokosowe i te jako jedyne są tu uprawiane w celach zarobkowych.
Kopra.
Sposób jej produkcji nie zmienił się chyba od zarania, czyli od kilkuset lat i nie wymaga doprawdy wiele zachodu. Żeby wiec zbijać te polinezyjskie kokosy, trzeba najpierw znaleźć miejsce z dorodnymi palmami, z których owe kokosy spadają - UWAGA NA GŁOWY! Palmy na plantacjach są tak miłe, że nie rosną wysokie i kokosów można dosięgnąć ręką i zrywać nie czekając, aż z zielonych zrobią się brązowe i tak raczyć się orzeźwiającym napojem kokosowym. To jednak nie przynosi żadnych kokosów, lepiej wiec poczekać, aż kokosy zbrązowieją, same spadną i wtedy zabrać się do roboty. Trzeba kokosy zgromadzić w jednym miejscu, wygodnym na tyle, żeby można było rozbijać je od jednego uderzenia siekierą. Dookoła rozchodzi się słodko mdły zapach wody kokosowej ,która rozbryzgami zrasza ziemię.
Następnie, ostrym narzędziem, które przypomina duży śrubokręt wyłuskuje się połówki lub części orzechów z drewnianej skorupy, która potem służy do rozpalania ognia w metalowych beczkach - dym odstrasza komary i można pracować dalej. Trzeba te części orzechów poukładać wypukłościami do góry w długie, wysokie na pół metra wały i pozostawić do wyschnięcia na kilka dni.
Kokosowy miąższ, tkwiący wciąż w twardej skorupce, wysychając kurczy się i zaczyna odstawać od skorupki, dzięki temu łatwo jest go wyłuskać. Wyłuskane, wysuszone kawałki miąższu - koprę- pakuje się do jutowych worków - właśnie odgórnym zarządzeniem zmieniono ich wielkość, z 55 kilowych na 25 kilowe. Worki, ustawione pięknym szeregiem, jeden obok drugiego, czekają już tylko na przybycie statku skupującego koprę. Za każdy worek kilkadziesiąt euro. Voila! Kokosy zbite!
Ja, jeśli mam ochotę na kokosowe wiórki albo kokosowe mleczko albo kokosowy olej, znajduję sobie odpowiedni kokos, potem rozwalam go maczetą i mocnym nożem i tak -jeśli na wiórki to Chico wiertarką, zaopatrzoną w specjalną końcówkę, wyglądającą jak koniec maczugi Herkulesa, rozdrabnia miąższ tkwiący jeszcze w orzechu. Z wiórek można potem wycisnąć mleczko, albo podsuszyć i upiec ciasto kokosowe. Jeśli na olej to gorsza sprawa. Kokos, który nadaje się do wyciskania oleju to bardzo młodziutka palma, z jednym, dwoma listkami, ledwie zakorzeniony kokos. Ponieważ w środku ma on tzw. serce kokosowe, czyli wielkie jak strusie jajo, coś w rodzaju gąbczastej masy, bardzo smacznej na surowo, wiec nie można kokosu rozwalić tak po prostu, trzeba go rozwalić inteligentnie, tak, żeby dało się to serce wyłuskać w całości. Taki kokos jest bardzo twardy , ciężka praca. Potem, już normalnie, Kokosowy miąższ do wysuszenia , rozdrobnienia i wyciskania oleju, tradycyjnie , przy użyciu gazy. To też bardzo ciężka praca. Ostatnio, z siedmiu rozłupanych kokosów miałam 100 ml oleju, coś na dwa masaże ledwie.
Ale tubylcom wystarczy dobry tydzień pracy, by mieć za co żyć przez cały miesiąc. Pozostałe trzy tygodnie miesiąca- fajrant.
Kopra.
Sposób jej produkcji nie zmienił się chyba od zarania, czyli od kilkuset lat i nie wymaga doprawdy wiele zachodu. Żeby wiec zbijać te polinezyjskie kokosy, trzeba najpierw znaleźć miejsce z dorodnymi palmami, z których owe kokosy spadają - UWAGA NA GŁOWY! Palmy na plantacjach są tak miłe, że nie rosną wysokie i kokosów można dosięgnąć ręką i zrywać nie czekając, aż z zielonych zrobią się brązowe i tak raczyć się orzeźwiającym napojem kokosowym. To jednak nie przynosi żadnych kokosów, lepiej wiec poczekać, aż kokosy zbrązowieją, same spadną i wtedy zabrać się do roboty. Trzeba kokosy zgromadzić w jednym miejscu, wygodnym na tyle, żeby można było rozbijać je od jednego uderzenia siekierą. Dookoła rozchodzi się słodko mdły zapach wody kokosowej ,która rozbryzgami zrasza ziemię.
Zbieranie kokosów |
Następnie, ostrym narzędziem, które przypomina duży śrubokręt wyłuskuje się połówki lub części orzechów z drewnianej skorupy, która potem służy do rozpalania ognia w metalowych beczkach - dym odstrasza komary i można pracować dalej. Trzeba te części orzechów poukładać wypukłościami do góry w długie, wysokie na pół metra wały i pozostawić do wyschnięcia na kilka dni.
Kokosowy miąższ, tkwiący wciąż w twardej skorupce, wysychając kurczy się i zaczyna odstawać od skorupki, dzięki temu łatwo jest go wyłuskać. Wyłuskane, wysuszone kawałki miąższu - koprę- pakuje się do jutowych worków - właśnie odgórnym zarządzeniem zmieniono ich wielkość, z 55 kilowych na 25 kilowe. Worki, ustawione pięknym szeregiem, jeden obok drugiego, czekają już tylko na przybycie statku skupującego koprę. Za każdy worek kilkadziesiąt euro. Voila! Kokosy zbite!
Ja, jeśli mam ochotę na kokosowe wiórki albo kokosowe mleczko albo kokosowy olej, znajduję sobie odpowiedni kokos, potem rozwalam go maczetą i mocnym nożem i tak -jeśli na wiórki to Chico wiertarką, zaopatrzoną w specjalną końcówkę, wyglądającą jak koniec maczugi Herkulesa, rozdrabnia miąższ tkwiący jeszcze w orzechu. Z wiórek można potem wycisnąć mleczko, albo podsuszyć i upiec ciasto kokosowe. Jeśli na olej to gorsza sprawa. Kokos, który nadaje się do wyciskania oleju to bardzo młodziutka palma, z jednym, dwoma listkami, ledwie zakorzeniony kokos. Ponieważ w środku ma on tzw. serce kokosowe, czyli wielkie jak strusie jajo, coś w rodzaju gąbczastej masy, bardzo smacznej na surowo, wiec nie można kokosu rozwalić tak po prostu, trzeba go rozwalić inteligentnie, tak, żeby dało się to serce wyłuskać w całości. Taki kokos jest bardzo twardy , ciężka praca. Potem, już normalnie, Kokosowy miąższ do wysuszenia , rozdrobnienia i wyciskania oleju, tradycyjnie , przy użyciu gazy. To też bardzo ciężka praca. Ostatnio, z siedmiu rozłupanych kokosów miałam 100 ml oleju, coś na dwa masaże ledwie.
Ale tubylcom wystarczy dobry tydzień pracy, by mieć za co żyć przez cały miesiąc. Pozostałe trzy tygodnie miesiąca- fajrant.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz