sobota, 24 października 2015

Mauritius

i tak, proszę Państwa, rachu , ciachu i już jesteśmy na Mauritiusie! dwie nocki się mi przespało błogo, ostatnią jednak trzeba było pilowac obejścia, bo zrobiło się w nocy blisko lądu , wysepek i innych takich niebezpieczeństw. Ale dotarliśmy szczęśliwie, najbardziej jednak szczęśliwe są ryby z połudiowego oceanu, - wszystkie, uśmiawszy się do bólu z naszych przynęt - przeżyły, a jedna nawet ma w prezencie matalową rybkę z haczykiem!
Proszę Państwa, nie ma żartów - stoimy przy kei w centrum miasta o wschodnim uroku , tuż obok restauracyjki, deptak,  turyści i my,, obiekt obserwacji,, hahhaha ponieważ jest tu kilka łódek, które jak i my czekają na odprawę, jakoś to się rozkłada,,

niedziela, 18 października 2015

żółwie giganty





ó
No , proszę tylko zobaczyć! to prawdziwe giganty, sprowadzone na Rodruguez w celu zastapienia tutejszych żółwii, które wyginęły trzysta lat temu, zjedzone przez marynarzy z zatrzymujacych się w drodze do Indii statków.

środa, 14 października 2015

żeglowanie po oceanie

Jesteśmy w Port Mathurin na wyspie Rodriguez. Proszę  szukać jej na mapie po zachodniej stronie Oceanu Indyjskiego. Razem z wyspą Mauritius stanowi niepodległe państwo, a co więcej od trzynastu lat cieszy się autonomią, jaką to nie wiem, bo ludność tubylcza posługuje się językiem kreolskim, przypominającym co prawda francuski, ale nie na tyle bym mogła podjąc jakąś poważniejszą rozmowę.
Mieszkańcy wygladaja na zadowolonych z życia, domki sa zadbane, z ogródkami pełnymi drzew owocowych warzyw i kwiatów. Koziołki chodzą po ulicy stolicy i po okolicznych kamienistych wzgórzach. W morzu dostatek ryb i innych jadalnych stworzeń. Klimat pozwala cieszyć się słońcem i porą deszczową po równi. Woda mogłaby być cieplejsza, ale to dopiero początek lata, na pewno się poprawi. No, w sumie żyć , nie umierać. Ale po znikomej ilości białych poznać można, że osiedlić się tu niełatwo. Całą wyspę zamieszkuję 40 tys.  ciemnoskórych i białozębnych .
Tak więc Ocean Indyjski już prawie za nami. Wbrew opiniom dla nas okazał się łaskawy, nie zanotowaliśmy żądnych gwałtownych zmian pogody, żadnych wiatrów powyżej 30 wezłów, żadnych ulew, no jednym słowem żadnych problemów. Również żadnych ryb, niestety, choć ja co dzień rano rozwijałam jedną lub dwie linki, a jedyne co się wydarzyło w tym temacie, to strata świeżo, bo na Christmas, zakupionej metalowej rybki z haczykami / zapomniałam jak to się nazywa po polsku/ która stracilicmy, bo zamocowanie uległo korozji w morskiej wodzie.
Port Mathurin jest tak mały, żę jeśli jakiś statek ma zamiar wpłynąć, to kapitanat portu ogłasza dla wszystkich jachtów / jest nas teraz ok 12/ nakaz opuszczenia portu,gdzie oczywiście możemy wrócić , jak tylko statek stanie przy kei. Stajemy więc na kotwicy niedaleko ostatnich znaków kanału wyprowadzającego z portu na morze. Mniej więcej dwa razy na tydzien trzeba sie przeprowadzać. Nie wiem ,czy nam się to będzie podobało na dłuzszą metę.Niestety nie ma żadnego wyboru - to jest jedyny port i jedyne miejsce do rzucenia kotwicy zarazem, no za wyjątkiem jakiegoś kotwicowiska po drugiej stronie wyspy, to jest od południa. Nie mamy dobrej mapy wyspy ale i tak wiadomo, że pasaż przez rafe do tego kotwicowiska jest dostępny tylko przy braku południowo wschodniej fali, a jako, że w rejonie wiatry dominujące są właśnie z tego kierunku, to pasaż jest mało atrakcyjny, choć dobrze byłoby pobyć tu trochę na dziko, a nie ,,w za przeproszeniem , w porcie.
Ale dzikiego dośc mieliśmy na wyspie Cocos Keeling / ta jest po stronie wschodniej Oceanu/.

Tak,, to doprawdy rajska wyspa, a raczej zespół małych wysepek stanowiących lagunę o tak turkusowej wodzie, że dech zapiera. Tam spędziliśmy trzy tygodnie, dosłownie rozkoszując sie samym patrzeniem.
I takie tam inne atrakcje,, leżenie na plaży, zbieranie kokosów ,  wspólne ogniska, pływanie, pływanie, pływanie.Nie do zapomnienia.
Ale wyspa ta jest już daleko, daleko za nami - 2000 mil morskich. Tak ten rok, jeśli chodzi o pokonany dystans, bije nasze rekordy - od NZ do Rodriguez zrobilismy ponad 6000 mil, a gdzieś w połowie Indyjskiego świętowaliśmy polską czekoladą nasze wspólne pierwsze 10 tys. mil. Prawdziwe podsumowanie powinno sie robic po dotarciu do celu , tj dla nas w tym roku Reunion, ale już teraz mogę powiedziec, ze dobrze się nam razem żegluje. Z reguły w dzień dzielimy się żeglarskimi obowiazkami, w kuchni kroluję ja, ale Guy się bynajmniej nie uchyla i tez nam smakuje, w nocy , och tu wszyscy żeglarze moga mi pozazdroscic - prawie zawsze śpię smacznie a Guy doglada obejścia, czasem z koi, czasem z pulpitu nawigacyjnego i z rzadka tylko musimy wyjśc na zewnątrz. Co prawda musimy w tym celu ustawiać żagle poniżej aktualnych warunków, ale za to poranna kawa o szóstej trzydzieści smakuje cudownie.poza tym, szczęśliwie Guy zna się na wszystkim co mogłoby sie w drodze zepsuć, naprawia zanim sie cś zepsuje i dlatego też pływamy bezawaryjnie. Ach, życie, życie,,
Ale wracając do aktualności - zrobiliśmy dzsiaj pierwszą pieszą wycieczkę wzdłuż najpiekniejszej ,południowo- wschodniej części wybrzeża i och, same ochy i achy. Woda w lagunie ma kolor szmaragdowy, nie jest za zimna , piasek jest wielkoziarnisty , złociutki, skałki, kamory, zielona trawka, beczące koziołki i uśmiechnęci tubylcy.
Wszystkim, którzy szukaja spokoju i spotkania z piekną natura gorąco polecam.Jutro też zapowiada się ciekawie - rano pranie. Trzeba je zrobić przy zbiorniku wody na oczach przechodniów , w porcie , a wiec dyskretnie. Jak dyskretnie zrobić pranie???