piątek, 31 stycznia 2014

cyklon Dylan




od kilku dni wieje porządnie i nawet dzisaj nie opuściliśmy łódki. Ostatnie połaczenie z internetem pozwoliło nam dowiedzieć się, że owa obdarzająca nas deszczem i wiatrem depresja nabrała jż siły cyklonu i nadano mu imię Dylan.
Wczorajsza noc minęła dość spokojnie alarm kotwicowy się nie włączył ani razu, ale koło południa zapipkał pierwszy raz i Ian uruchomił silnik, tak na wszelki wypadek. Przeanalizowaliśmy sytuację i doszliśmy do wniosku, że z powodu niskiej wody zwiększył się promień cyrkulacji wokół boi, do której jesteśmy przycumowani.
Poza tym, że kiwa i huczy wiatr nic nam się nie dzieje.
Za to inni mają trochę kłopotów.
Dwa dni temu, kiedy już mocno wiało, przypłynął samotnie żeglujący nieborak i usiłował złapać boję. Podchodził do niej kilkakrotnie, aż wreszcie my ruszyliśmy tyłki i połynęliśmy mu naszą dinghi  na pomoc. Szybko dopłynęliśmy do boi, przywiązałam do niej długą linę , a drugi jej koniec podaliśmy na poklad łodki, a żeglarz obdarzył nas szerokim uśmiechem i spojrzeniem pełnym wdzięczności.
Jak powiedziała mi moja córka, znow team Ian-Mira w akcji ratowniczej.

Dzisiaj , trochę z obowiązku a trochę z nudów obserwujemy zatokę. i tak, trzy jachty mają łopoczące żagle przednie, ktore pod wpływem wiatru rozwinęły się z rolfoków. jeden z nich ma już żagiel w strzępach.

Jeden katamaran pływa do góry dnem, ale to bardzo maluutki katamaran i można mu wybaczyć.

Jedna łodka stojąca na kotwicy zaczęła wlec kotwicę i dobrze , że Ian poradził im wcześniej, żeby założyli awaryjną linę na pobliską boję. teraz stoją dobrze na tej boi.

Jeden jacht, bardzo ładny ,też uwolnił się z uwięzi i teraz stoi na mieliźnie a fale rzucają nim bezlitośnie.

Jeden jacht stoi już w szuwarach ale to jakiś cieniak, stoi tam już trzeci dzień, a wtedy wcale tak nie wiało.

My mamy  na stole pachnące ciasto drożdzowe z posypką i kamizelki ratunkowe.

niedziela, 19 stycznia 2014

jak to dobrze, że nie ma cyklonu

jak to dobrze, że nie ma cyklonu

Jako że dzisiaj niedziela i nawet Ięan ma wlne od szukania pracy, a ja pracowałam tylko na pół gwizdka , wybraliśmy się

naszą dinghi na wizję lokalną cyklonowej kryjówki, gdzie, w razie czego parkuje się jachty aby ich nie zwiało.
Kryjówka odległa o pół godziny jazdy mieści się w głębokiej  zatoce  zakonczonej wąskim kanałem.Zatoka jest śliczna,

kanał meandrzy się łagodnie i wszystko to wyglada niewinnei przy takiej jak  dziś bezwietrznej pogodzie.

Pomysł jest taki, że w razie czego, gdy Ian bedzie już miał pracę  gdzieś daleko i nie bedzie mógł wrócić na czas , kiedy

pojawi się zagrożenie cyklonowe, żebym to ja wzięła łodkę i popłynęła jak sie da najgłębiej, tam przymocowała łódkę

wszystkimi dostępnymi linami do mangrowców z każdej strony i cierpliwie czekała na lepsze czasy.
Teoretycznie to JEST możliwe, ale jest kilka ale.
i
Po pierwsze rzucanie kotwicy wymaga obsługi windy kotwicznej, kóra słucha tylko kapitana.

Po drugie, żeby wpłynąć do kanału, trzeba pokonać niezły kawałek płycizny, takiej, że Ian kazał mi zwolnić dingi, żeby

sie nie zakopać w mule.
Canada Goose ma dwa metry zanurzenia i przy wysokiej wodzie jest tam właśnie dwa metry z niewielkim hakiem.

Po trzecie porozwieszanie tych lin wymaga operacji bezpośrednio z dinghy, w towarzystwie mieszkających w mangrowcach

krokodyli, o których z lekkim uśmieszkiem poinformował mnie Ian.

Po następne, nigdy tego nie robiłam.

Wiec  teraz bardzo pilnie sledzę prognozy pogody zaklinając cyklony do omijania nas z daleka.