wtorek, 18 czerwca 2013

W stronę Fiji



Zatokę Assau na wyspie Savaii odwiedza rocznie około 5 jachtów, nic dziwnego więc, że w ciągu tych kilku dni cieszyliśmy

się samotnością. Jeden wypad na ląd dał nam przyjemność spotkania kilku tubylców, którzy serdecznie nas pozdrawiali i

wypytywali skąd jesteśmy. Przeważnie odpowiadaliśmy, że z Europy, to dawało szansę poprawnej lokalizacji.
Zieloną, górzystą wyspę opasuje asfaltowa droga,prowadząca do wielu turystycznych atrakcji, jak np pola lawowe, wodospady

itp. ale tym razem zadowalamy się pieszą wycieczką do najbliższego sklepu. Tu Chico kupuje samoańskie paero , jedyną

pamiątkę z Samoa.Nazajutrz wypływamy na ostatni odcinek naszej wspólnej żeglugi, na Fiji.
Oczywiście mamy problem z kalkulacja czasu, tak aby trafić z wpłynięciem na dzień tygodnia, a nie weekend. Ponieważ w

drugim dniu żeglowania wiatr słabnie do 1 węzła, nasze nadzieje na dopłynięcie w piątek do Nadi lub Lautoki na main

island rozwiewają sie przy  ohydnych dzwiękach obijania sie bomu i szamotania żagli na bezwietrze. Decydujemy zmienić

kurs bardziej na południe i odprawić sie na Savu Savu, położonej nieco bliżej. Trochę nawet za blisko, bo ostatni etap

żeglujemy z trzecim refem na grocie i do połowy zrefowanym fokiem, przy wietrze kilkunastu węzłów zaledwie.
Ale docieramy elegancko, w piątek rano.
BUla! Bula! tak brzmi fijiańskie powitanie i brzmi ono doprawdy serdecznie! Odprawiamy sie prawie skutecznie, brakuje

tylko papierka od pana z  kontroli sanitarnej, musimy czekać na jego wizytę . Zjawia się nazajutrz po południu.Mamy czas

na odwiedzenie ruchliwego miasteczka, zrobienie niezbędnych zakupów i pożarcie ogromnej ilości lodów. Tu, na Fiji ceny są

o wiele przystępniejsze niż na Polinezjii i nawet ubogich żeglarzy stać na wszystko!
Savu Savu to miejsce bardzo przyjazne, marina jest bezpieczna i wiele jachtów decyduje sie przeczekać sezon cyklonów

właśnie tutaj.Spotykamy tu głównie jachty z amerykańską banderą, kilku Niemców i Austriaków , jeden jacht australijski.
Polskich nie ma.Podoba mi sie tu i mam plan wrócić.
Na razie jednak trzeba ruszyć dalej, w kierunku Nadi. Ostatnie nocne żeglowanie, fajowe.
Nad ranem cumujemy w Denerau, lotnisko Nadi jest niedaleko. Jutro lecę do Australii.
A wiec cudne Fiji musi poczekać, wiem że niedługo wrócę i wtedy poznam je lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz