niedziela, 23 czerwca 2013

Zatoka Shute bay


uff, powiedzcie, dlaczego tak jest, że gdziekolwiek bym nie przyjechała, muszę zaczynać od sprzątania?

Czasem myślę, ze wszystkich żeglarskich czynności ta właśnie wychodzi mi najlepiej...

Tym razem sprzatanie jest bardzej z tych gruntowniejszych, jako tako doprowadziłam Canada Gose do ładu już kilka miesięcy temu, a jej kapitan , Ian, też sią widać przykłada do dbania o łódkę. Więc poleruję, szoruję a potem, wieczorem podziwiam swoją pracę  ze szklaneczką rumu. Ten rum to jest niebo, tak zwana domowa robota,no, nie można się oprzeć i przed drugą szklaneczką!
 Wtedy zaczynam rozmyślać, co by tu warto zmienić, żeby przystosować Canada Goose do dłuższego żeglowania w tropikach. Tak, żebym na przykład była w stanie dosięgnąć rogu topowego grota, żeby sklarować fał, albo żeby dosięgnąć do żagla, na przykład przy refowaniu. Bo bom jest zamocowany dużo wyżej niż sięgam i to mnie tak wkurza, że nie macie pojęcia!
Pokład też bym chętnie uprościła , tyle tu różnych wystających kątów, lin, bloczków, metalowych okuć (które właśnie poleruję), że trudno przejść bezurazowo po pokładzie. OOOOOOOOOOOczywiście, wszystko ma swoje uzasadnienie , w myślach układam sobie najracjonalniejsze argumenty, dostosowane do australijskiej głowy. Wyobrażam sobie też niezwykle racjonalne kontrargumenty walczącego o swoje Kapitana,, i... gdzie ta trzecia szklaneczka???

A w kuchni : po co , ja się pytam aż sześć metalowych szczypców do barbecue?? I dlaczego solniczka jest identyczna jak pieprzniczka a obie wielkie jak posęgi z Wysp Wielkanocnych??

Tak, widać wyraźnie; mam za dużo czasu i za mało żeglowania. Ian wraca pojutrze, chyba dam radę wytrzymać sama ze sobą.
Jednak nie pogardzę jakimś wspierającym komentarzem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz