środa, 6 listopada 2013

Diwali



Diwali
Savusavu może się podobać każdemu. Głęboka zatoka z trzema marinami usytuowanymi tuz obok miasteczka, przypominającego trochę Ustroń w tropikalnym wydaniu. Jedna główna ulica, mnóstwo sklepików i rozmaitych działalności gospodarczych, banki, bistra i kafejki, jeden targ z owocami i stacja autobusowa. Kolorowo i głośno, fijiańska, nieskomplikowana muzyka miesza się z indyjskimi rytmami. Ludność takoż wymieszana, ciemnoskórzy Fijianie, urokliwe hinduskie kobiety i Hindusi z kwiatami za uchem. Zewsząd uśmiechy i radosne bula! bula!
Marina, do której należy nasza boja, to bardzo odrapany baraczek kilka zbitych z desek stołów, prysznic, restauracja i kurek ze słodka woda.
Od ulicy dzieli nas jakieś 50 m czystej bardzo wody, siedząc w kokpicie przyglądam się miasteczkowej aktywności. Kilka łodzi rybackich rusza z samego rana, ryby to obok taro ważny element fijianskiej diety. Ale nie brakuje też i czerwonego mięsa, kozy, krowy, świnki. Owoce - mango, ananasy, banany, wszystko można kupić na targowisku.
Autobusy warczą z samego rana, to podstawowy transport, wożą dzieci do szkoły i łącza malutkie wioski i osiedla z Savusavu. Niedługo będziemy mogli się przekonać jak to się tu podróżuje.
Nasz plotter już w Numei odmówił współpracy, a to tak wygodnie się nawiguje, jeśli obok steru ma się ekranik, na którym wyświetlona jest mapa i poruszający się stateczek symbolizujący nasz jacht. Czyli wiesz, gdzie jesteś i dokąd płyniesz, jaki kurs, jaką prędkością, jaka jest odległość od wytyczonego celu. Ale jak się zepsuł trochę, to Ian go otworzył i zepsuł jeszcze bardziej. Więc znalazłwszy kanciapę z serwisem i naprawa części elektronicznych, pozwalamy się łudzić, że może uda się nasz plotter naprawić. Z tego chyba będą nici, ale wizyta w kanciapce zaowocowała zaproszeniem od właściciela do wspólnego świętowania Diwali Day of Light, ważnego święta hinduskiego. Samo święto to trzy rzeczy - obrzędy religijne, obżarstwo i fajerwerk. Mamy możność uczestniczyć w tym wszystkim. Ale najpierw podróż, do Lambasy, największego miasta na wyspie.
Odległość stu kilometrowy pokonujemy z głośnikami na full w jakieś dwie i pół godziny, wiele odcinków wydaje się za stromych dla silnika, który warczy na pierwszym biegu, ale przez otwarte okna wdziera się cudowne świeże powietrze i szyby są na tyle czyste, ze cała drogę podziwiamy piękno tropikalnej przyrody.
Właśnie, czystość, a raczej schludność to pojęcie zupełnie nieznane dla naszych gospodarzy, którzy bardzo wylewnie i serdecznie dzielą się z nami wszystkim jedzeniem, uśmiechem i własnym czasem, ale jestem ciekawa czy Wam by smakowały hinduskie przysmaki, przyrządzane w towarzystwie karaluchów, które gospodyni bezceremonialnie wyławia z tłuszczu skwierczącego na patelni by potem smażyć tam te przysmaki.
Mi owszem, smakują, ale wiem przecież, że niedługo wrócę do swojego schludnego kącika na Canada Goose, gdzie o żadnych karaluchach nie ma mowy. Ten kontrast jest dla mnie nie do pojęcia, z jednej strony kobiety stroją się w przepiękne, czyste! sari ale prysznic i toaleta to miejsca gdzie lepiej wyłączyć zmysł wzroku.
Cala rodzinna społeczność hinduska przyjmuje nas bardzo serdecznie i wypytuje z zainteresowaniem o nasze życie, my tez dowiadujemy się o odczuwalnej dyskryminacji Hindusów na Fiji i o staraniach naszych gospodarzy, aby zgodnie żyć z sąsiadami o fijianskim rodowodzie. Dlatego tez zapewne pod wieczór w dzień świąteczny Diwali, zjawiają się u nich jeden po drugim, i częstowani hinduskimi specjałami, odchodzą zadowoleni.
Nauczyłam się jak przygotowuje się roti, takie placki z nadzieniem z grochu lub ziemniaków, które zanim staną się plackami, przypominają w przygotowaniu paczki, w kulce z ciasta - mąką z woda i odrobina tłuszczu - robi się wgłębienie, nadziewa się ugotowanym puree z grochu i ziemniaków, przyprawionych czilli i czosnkiem i cebulą, zamyka się jak pączek, a potem rozwałkowuje na placek i smaży na ghe, czyli sklarowanym maśle, no myślę że możecie spróbować z innym tłuszczem także. No i te słodkości z mleka w proszku, mniam mniam, jak chcecie to podam przepisy,,,
Po dwóch dniach, obdarowani jedzeniem i ubraniami - tak, ja dostałam sari, oh jakie to przyjemne wyglądać jak Hinduska!
 Opuszczamy gościnnych Hindusów i wracamy na łódkę.





























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz