w Australii autobus jest moim głównym środkiem lokomocji. A że jestem już tutaj dość długo, żeby nie powiedzieć za długo, to mam na ich temat so nieco do powiedzenia.
Po pierwsze, generalnie w autobusach jest piekielnie zimno. Air condition na ful i nie pomagają mizdrzenia do kierowcy i ostentacyjne zacieranie rąk. Dlatego, choć temperatura na zewnątrz jest bliska lub powyżej 30 Stopni, ja przezornie ubieram długie spodnie i w torbie noszę jedwabny szal, prezent od moich kuzynek z Katowic, którym szczelnie się otulam. To pomaga mi przetrwać te dwadzieścia minut.
Po drugie połowę pasażerów stanowią Aborygeni, szczególnie wieczorem zachowują sie niezwykle hałaśliwie, maja trudności z podjęciem decyzji, kiedy wysiąść, często dyskutują z kierowcą , no własnie o czym oni mogą dyskutować? i ponieważ żadko się myja, nieładnie pachną. Większość z nich jest pod wpływem alkoholu, co pewnie dużo tłumaczy, ale często czyni podróż nieznośną.
Po następne, kierowcy nie potrafią porządnie zatrzymać autobusu, zawsze,, zawsze szarpią na wszystkie strony i to pewnie dlatego jest tu zwyczaj, że do wysiadania zabieraj się dopiero jak autobus stanie, nie wcześniej. Podobnie jest z ruszaniem z miejsca, lepiej jest siaść zawczasu.
Spostrzegłam też różnice stanowe w zachowaniu kierowców.
w Queensland kierowcy są nieziemsko przyjacielscy, jeden to nawet witał sie ze mna i z innymi kobietami także ,gorącym uściskiem i oczywiście znał mnie z imienia, a ja wiedziałam gdzie i z kim spędza swoje wakacje.
Bywało że nie chcieli opłaty za bilet, n o po prostu jedź sobie dobra kobieto!
W Darwin ich uprzejmość ogranicza sie do hello, jak się masz!
We wszystkich autobusach jest mnóstwo napisów, na nich to doskonale moj angielski, i dziekuję za to.
aha, jeden przejazd kosztuje 3 dolary, bilet jest ważny dwie godziny, ale ja kupuję bilet tygodniowy, za jedzyne 20.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz