wtorek, 21 kwietnia 2015

ku ciepłu

po długim okresie milczenia, czuję, że zbliża sie czas, kiedy będę miała
 coś do opowiedzenia, coś,
 tchnacego optymizmem i radością życia. Bo dotychczas, psia jego mać/
 prosze o wybaczenie dosadności, w zasadzie mogłabym jeszcze dosadniej,
 ale po co się nakręcać/ nijak tej radości doszukać się nie mogłam.
Oczywiście wszystko jest w głowie i wszystko jest względne, ale
 widocznie mam już tak mocno wdrukowany w szare komórki wstret do zimna,
 że mimo najgorętszego lata w Nowej Zelandii odkad sięga pamięć górali,
bardzo sie z powodu zimna wycierpiałam. Nie mogę jeszcze całkowicie odgwizdać,
bo lato tu właśnie ma sie ku końcowi i dni robią się coraz zimniejsze, ale
zanim zima tu zagości na dobre mnie tu już po prostu nie będzie!!
Właśnie ruszylismy nasz kilkunastotonowy dom z żaglami i po pierwszej
nocy spędzonej poza mariną i pierwszym  dniu żeglugi na północ, a więc ku ciepłu
 zdobyłam sie wreszcie na odwagę
by odnowić blogowanie.
nasz poczetek żeglugi  nie jest wolny od znaków zapytania,
najpoważniejszy to dokąd płyniemy, bo pierwotny plan płyniecia na Vanuatu chyba nie jest
 możliwy do realizacji,
 własnie donoszą w necie o stanie wojennym w stolicy Port Vila a
 i inne doniesienia o wzrastajacej agresywności pozbawionych wszystkiego tubylców wcale
 nie zachęcają.
 Dodatkowo, oficjalna strona internetowa  władz Vanuatu nie funkcjomuje,
brak odpowiedzi na nasz mail w sprawie pozwolenia na zatrzymanie się na południowych
 wyspach przed wejsciem do port of entry i dokonaniem formalnosci wjazdowych.
 Ze spojrzenia na mapę tej
 części świata wynika,
że, aby nie nadkładajac zbytnio drogi, z Nowej żelandii dopłynać do poludniowej
części Papui Nowej Gwinei i nie zatrzymywać się na Vanuatu
/ gdzieś do cholewki zatrzymać się trzeba/, do wyboru ma się Nową Kaledonię i świetnie,
tylko
zarówno ja jak i Guy wstrętem darzymy ten kraj o od miesięcy zaklinaliśmy sie,
że do Nowej Kaledonii to za nic w świecie nie popłyniemy.
No a teraz proszę, od kilkunastu godzin staramy się znaleźc jakieś pozytywne strony tej
decyzji.
W przerwach na myślenie i pisanie zajmuję się tropieniem hałasów i hałasików, no, wiecie
 takich drobnych stukań i stukocików, których na łodce, po gruntyownym remoncie
/ tak to ja przez dwa miechy urabiałam się po łokcie, żeby łodka wyglądała jako tako/
Właśnie coś stuka w mojej łazience i nie wiem co.Więc do kolejnego aktu odwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz