oj, nie mam ja szczęscia do pisania! Drugi raz pod rząd tracę cały tekst. Nie jest to jednak jedyny powód tak długiego milczenia i wszystkich , którzy zawiedli się na mojej pisaninie bardzo przepraszam i obiecuję sę poprawić.
Jesteśmy od czterech dni na Martynice. Od ostatniego wpisu na blogu dzieli mnie cały ocean Atlantycki , kilka odwiedzonych wysepek a przede wszystkim Cape of Good Hope!
Ostatnie kilka dni często wyrywał mi się głosny okrzyk - Martyynikaaa!
Tak już byłam stęskniona za przyjaznym lądem z czerwonym winem , francuskim camembertem , z przyjaznym prawem socjalnym, z nadzieją na znalezienie pracy, że ostatnie próby Guy' a zatrzymania się jeszcze gdzieś po drodze, torpedowałam bezlitośnie i jedyne co wywalczył, to trzydniowy pobyt na Ile de Salut, należących do Guajany Francuskiej.
Te pierwsze dni na Martynice rozpoczęły się jeszcze na morzu wizytą francuskich celników, którzy nie uwiedzeni naszą z ócz bijącą niewinnością poprosili o zgodę na buszowanie pod pokładem a nawet wgląd do komory kotwicznej! Ale nie zmyło to uśmiechu z naszych twarzy, bo oto tuż tuż ta upragniona placówka wysunięta frankofońskiej Europy. I tyle jachtów! Guy mówi, że w samym maturin jest ich 5 tysięcy, ja daję połowę , ale to i tak wielka liczba!
Jachty rozmaite - wypasione i wysłuzone, pięknie utrzymane i wraki.
Martynika służy Francuzom za teren wakacyjny, więc wiele jachtów to czatery pływające tam i siam bez przerwy, tak tu jachty są stale w ruchu / prócz tych, które zacumowane w mangrowcach ,już nigdy nie podniosą żagli, a ich właściciele po prostu mieszkają na wodzie/.
Drugiego dnia rozpoczęliśmy bieganinę po urzędach / aby formalnie zamieszkać na francuskiej ziemi/ po sklepach / ach te sery, te wina i rum tańszy od coca coli,,/.
Trzeciego dnia,,, zaczęliśmy rozmawiać, gdzie by tu poplynąć.
W jaki sposób najszybciej moglibysmy znaleźć się na Pacyfiku. Czy starczy czasu i pieniędzy. W nocy nie mogliśmy spać, bo Tahiti i Tuamotus tłukło się po głowach, ale rano rozsadek zwyciężył i Pacyfik odsunął się na dalszy plan. Jednakże Martynikę musimy opuścić w ciągu dwóch, trzech miesięcy , bo tu cyklony szaleją, szaleja Nie, to na Saint Martin , tutaj tylko bywają czasami,,,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz