czwartek, 26 maja 2016

spacerkiem po Antylach

ostatnio do głowy przychodzą mi same tytuły do blogów. Na przykład wycieczka korytem rzeki na wyspie Gwadelupa zrodziła tytuł :
" dlaczego płaczą kamienie"

A kiedy przepływalismy koło jakiejś wyspy / jest tu ich bardzo dużo/ to znowu było po deszczu i taki tytuł:
"zjednoczeni zjawiskiem tęczy"
Z pisaniem  samych blogow to już trochę trudniej, wszak żyjemy tu pod stałą presja spraw niezałatwionych / praca, zasiłek socjalny i sensowny plan na najbliższy sezon cyklonowy/.
Ale może spodobają się Wam zdjęcia kaktusów z Wyspy Furche, koło St Martin. Wyspa jest niezamieszkała, ale na plaży umieszczono w widocznych miejscach napisy "Privee",które nie zachecają do buszowania.
Udało się nam odnalężć scieżynkę pnącą się stromo aż do wierzchołków wzgórz i zaczerpnac trochę górskiego powietrza, nacieszyć oczy widokami, z których widok naszego jachciku zakotwiczonego w zatoczce był najmilejszy. Ale te kaktusy! Bardzo przyjemne w głaskaniu po tym brązowym kadłubie - cos jak krótkostrzyżona wycieraczka domowa, torchę jednak za ostra, by służyc za rękawicę do kąpieli. Te wściekle różowe owoce kaktusowe - takie ładne ale niejadalne!
W ogole, gdyby nie  wycieczki na Gwadelupie to byłabym rozczarowana brakiem czegokolwiek zdatnego do jedzenia, co można znależc łażąc tam i siam. Tam jednak udało się mi znależć oprócz mango ,papai ,ananasów i tamarynu owocowe drzewo o nazwie fromboisiere / czyli malinówka/, którego nigdy przedtem nie widziałam, nawet nie wiedziałam o jego istnieniu! Drzewo właśnie owocowało i cudnie różowawymi owocami wielkości i kształtu fig, napełniśmy plecak. A potem i brzuszki / ja zjadłam ich pięć a Guy dwa/ i proporcjonalnie do tych ilości spędzalismy w nocy czas w ubikacji. Pozostałe owoce przegotowałam z cukrem i teraz czakają w słokiku na odważnego!
Ale nic to, tak się właśnie mają odkrywcy świata - ryzykują od czasu do czasu, hahahha.
Reasumując, po wszelkich naprawach dokonanych na St Martin , odwiedziliśmy kilka wysp płynąc na południe z powrotem do Marin na Martynice. A więc Ile de Furche /to te kaktusy/, St Barth / tam głównie żeby zobaczyć jak samoloty lądują schodząc na płytę lotniska wzdłuż zbocza góry, na szczycie której prowadzi droga i stad właśnie obserwuje się te samoloty kilka metrów nad głową a potem poniżej i wreszcie na lotnisku , ojoj to jest wrażenie!/ Gwadelupa /duzo chodzenia/.
Teraz w uroczej zatoczce koło Marin po pięknym spacerze wzdłuż wybrzeża szykujemy się na jutrzejsze starcie z lądowym światem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz