czwartek, 29 czerwca 2017

genetyczne uwarunkowania ku czystości

jeśli jakiejś pracy poświęcasz kilka godzin to oczekujesz  pozytywnego efektu, to jest, że rzeczywistość aktualna lepsza będzie od poprzedniej. Jeśli jest odwrotnie, lub nie ma żadnej różnicy, masz powody żeby się wkurzyć.
Znacie ksiażkę Stephena Clarke"a "1000 lat wkurzania Francuzów"?
Ho, to jest dopiero historia!Nazbierali tyle wpadek w czasie tego milenium,, że tylko umiejętne "wygładzanie rzeczywistości" dzieki któremu fakty nie wyglądają tak tragicznie jak rzeczywistość, pozwala zachować im dobre mniemanie o sobie. Stephen Clark odkrywa te prawdy na nowo a w internecie znalazłam tłumaczenia tej książki na kilka języków... prócz francuskiego oczywiście!
Odegrałam się na narodzie francuskim , więc mogę wracać do tematu, który mnie osobiście wkurzył wczoraj.
Postanowiłam po raz kolejny zająć się estetyką naszego kokpitu. Pozostawia ona wiele do życzenia od samego początku / to jest od kiedy moja noga stanęła na pokładzie, trzy lata temu/. Zaraz na początku, w Nowej Zelandii kiedy mieszkałam sama na łódce w marinie Mardsen Cove,po odnowieniu wnętrza zostało mi kilka dni na zajęcie się kokpitem.Biała farba była pożółkła, poobijana i naprawdeę wydawało mi się że od lat nie była malowana.Przez intenret uzgodniłam z szefem /był we Francji/, że użyję farby, która była na jachcie od jakiegoś czasu i "nadawała" się według niego do malowania kokpitu.
Więc zabrałam się do roboty. najpierw szlifowanie, szlifowanie, szlifowanie. miało być super ładnie. Ale w na jachcie są dwa rodzaje powierzchni malowanych - gładkie i szorstkie / żeby się nie ślizgać/.
Głowiłam się , jak jednocześnie szlifować i zachować szorstkość?
W końcu zostawiłam ten problem - zobaczymy po malowaniu, powiedziałam sobie.
Więc szlifowanie poliesteru  jest niefajnym zajęciem ,bo biały pył unosi się wszędzie i dostaje się do kabiny, osiada na skórze i wywołuje alergię, trzeba pracować w okularach i masce. i jeszcze ochrona na uszy, bo szlifierka okropnie hałasuje. No ale obraz białego , cudnego kokpitu zasłaniał te wszystkie niedogodności.
Po szlifowaniu trzeba jeszcze bardzo dokładnie oczyścić powierzchnię z pyłu, potraktować acetonem, żeby farba łatwiej się łapała i już można malować.
 Ach jak biało się zrobiło! Byłam naprawdę zadowolona, ale niedługo, bo jak farba wyschła, okazało się ,ze podłoga jest zdecydowanie za śliska, więc trzeba było dorzucić warstwę farby wymieszanej z proszkiem antypoślizgowym. Bardzo szybko ta szorstka powierzchnia poszarzała, kokpit nabrał wyglądu zaniedbanego i żadne, powtarzam żadne szorowania nie pomagały, szarzał i szarzał, na dodatek szarzał plamiasto!
Jeśli wzrastaliście w domu, gdzie odkurzanie i wycieranie prochów odbywało się codziennie rano, a większe porządki raz w tygodniu, to zrozumiecie, jakie bolesne jest codzienne znoszenie takiego brudnego wrażenia!
Na dodatek moja farba nie była związana farbą podkładową / te niuanse malowania Guy odsłonił przede mną już post factum/ i zaczęła, no zgadnijcie, co? Taak, zaczęla obłazić!! małymi kawałeczkami, które wnoszone do wnętrza łodki, zaśmiecały podłogę, dywaniki, schodki, i tak dzień po dniu zmuszając mnie do codziennego zamiatania. Nie tylko zamiatania, ha, te złośliwe bestie przyklejają się do podłogi , tak że zamiatanie polega również na zdrapywaniu każdego przyklejonego  kawałeczka osobno. Rozumiecie?
Oto ostatnia odłona tych niechlubnych poczynań. Wczoraj oto, w czasie gdy tuż pod moim nosem rozgrywane są mistrzostwa Swiata w vaa, to jest wyścigi piróg / to sport narodowy na Polinezji/,postanowiłam przeprowadzić ostateczną bitwę z tym bałaganem. Pewnie dlatego , że w weekend zawita na łódce córka Guy'a z partnerem  i popłyniemy na Moreę, wyspę obok. Więc nie chciałam, żęby ktos pomyślał, że u mnie jest brudno.
Poprzedniego dnia kupiłam właśnie drucianą szczotkę / z myślą o innym "projekcie szorowania"/ i postanowiłam ją wypróbowac na tych obrzydliwych powierzchniach w kokpicie. Ach , jak świetnie mi szło!
Farba odchodziła doskonale przy szorowaniu, co prawda nie wszędzie i  odsłaniala starą powierzchnię, też nieładną, ale przecież kilka godzin pracy musi dać jakiś efekt!
Przed południem / jemy w południe, więc robota musi być skończona/ skończyłam szorowanie, kilkanaście wiader wody spłukało cały brud.
Mogłam usiąść i podziwiać.... szarą upstrzoną białymi plamami powierzchnie, jakby nie mytą od stuleci.
A kiedy przejechałam ręką, na dłoni pozostało kilka białych kawaleczków odlażącej farby.
Wkurzyć się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz