Nie zjedliśmy jeszcze beczki soli razem z Guy, ale po "tour du monde" znamy już się dobrze, na tyle, żebym zdała sobie sprawę jak wiele wysiłku będę musiała włożyc w "przekonanie" mojego kapitana do wykonania tych wszystkich prac na łódce, które mają sprawić, że będzie nam się żyło wygodniej i ładniej. Mało go bowiem wzruszają estetyczne problemy, które tylko rosną i rosną w mojej głowie, a których samodzielnie nie potrafię rozwiązać. Byle tylko wszystko działało jak trzeba, ca marche ,jak mówią Francuzi , resztą nie należy się przejmować / hahaha, łatwo mu powiedzieć, dla mnie to niewykonalne! Porysowany lakier, łuszcząca się farba, nierówne powierzchnie, te wszystkie elementy, które moga być lepszego kształtu drabinki, póleczki, platformy, wszystko , no prawie wszystko umiem sobie wyobrazić lepsze niż jest, och, och, och/
Ale ponieważ Guy jest człowiekiem bardzo aktywnym, wypracował sobie dwa, trzy tzw. tematy dyżurne, gdzie zawsze jest coś do poprawienia, do sprawdzenia ,do omówwienia, no tak, żeby nie było czasu na podjęcie cięzkich / moich tematów/. Są to : silnik, desalinizator i opcjonalnie generator wiatrowy.
Więc silink, oczko w głowie Guy, wymaga stałego serisowania /wymiana oleju co 150 godzin/ nasłuchiwania, czy pracuje równo i ewentualnie szukania przyczyn podejrzanych hałasów. Zawsze jest coś do podkręcenia, poprawienia, lub chociaż popatrzenia, z braku problemów.Można też omówić te wszystkie operacje serwisowe, jak i kiedy trzeba je zrobić i...to prawie, jakby się coś robiło!!
Jedyny poważny problem, który mieliśmy to przerwa w dostawie paliwa spowodowana nieszczelnością przewodu paliwowego i jego zapowietrzeniem.Poza tym silik działa bez zarzutu, co daje do myślenia, kiedy tylu żeglarzom wciąż przydarzają się usterki i awarie.Które Guy naprawia. Więc generalnie siedzę cicho i podaję srubokręty i odsuwam na bok myśli o pięknej łazience.
Kolejny temat dyżurny to desalinizator. Ha! tu Guy nie ma tak łatwo,od roku produkujemy wodę lekko słonawą o zawartości 1200 - 1800 molekuł w objętości nie wiem jakiej ale to dwa razy więcej niż powinno byc.
Tu problemy są bardziej kompleksowe, bo to i pompa ma swoje humory, i membrana juz starawa /to metrowa tuba przez którą tłoczona woda słona pozbawia się soli/albo jakieś licho w innych detalach.Ale woda jest zawsze / właśnie przed chwilą Guy skończył uzupełniane zapasu w dwóch naszych zbiornikach na 70 i 140 litrów.
Prawdziwym problemem do rozwiązania jest generator, który po ostatnich zmianach łatwo wprowadza w drgania całą łódkę / jak zaczyna się kręcić pod wpływem wiatru/,a to na skutek niestabilności mocowania i może też złego łozyska. Całe mocowanie jest do wymiany / bo jest niewygodne - to już temat mój, czyli ciężki/ale tym możemy się zająć dopiero w Nowej Zelandii, za pół roku.Więc się o tym raczej nie mówi.
Tymczasem w mojej głowie wciąż snuję projekty przebudowy łódki ,ale łapię się na tym, że sama nie bardzo wierzę w możliwośc ich realizacji.Bo za pół roku w Nowej zelandii trzeba będzie zając się innymi poważnymi sprawami - wyciągamy łódkę i zdzieramy do żywego mięsa / czyli epoksy/, naprawiamy, malujemy , malujemy ,malujemy.
A potem wreszcie trzebaby gdzieś popłynąć. Gdzie?Gdzie tu płynąć??
Jesteśmy akurat w najpiękniejszym zakątku świata, mnóstwo wysp do eksploracji, ludzie przemili / Polinezyjczycy są bardzo fajnym narodem, zadowoleni, uśmiechnięci, życzliwi/ klimat przez osiem miesięcy idealny. woda turkusowa, francuskie wino i sery w sklepie obok... no, gdzie mogłoby nam być lepiej??
Ale znając siebie i Guy za kilka tygodni znudzi się nam bycie w jednym miejscu, ba nawet już szukaliśmy w przewodnikach morskich opisu wysp
St. Pierre et Miquelon. Koniec Swiata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz