czwartek, 14 czerwca 2018

jak daleko jeszcze na Polinezję?

ostatnie kilka dni nie było najprzyjemniejsze, słabe zmienne wiatry, zachmurzone niebo, mnóstwo hałasów w nocy i w dzień - a to obijające się żagle, a to silnik i tak w kółko. Nie mogłam spać kilka nocy pod rząd i dlatego wczoraj wieczór wspomogłam się kodeinową tabletką i dzisaij jestem wyspana, hahaaha!
Zwykle rano, po olbrzymim kubku kawy i przegryzce siadamy do oglądania nowych prognoz meteo, które Guy sciąga, kiedy ja parzę kawę. Dzień spotkania z depresją z północnego zachodu się zbliża, pewnie wypadnie pojutrze w nocy.
Nic nie jest pewne, bo prognozy pogody na pięc dni są zmienne prócz tego, że ta depresja przejdzie po nas. Ale która częścią / są cztery, to jak kółko podzielone na cztery sektory/ i z jaką siła wiatru nie wiadomo, bo nie wiadomo również ile i w jakim kierunku się przemieścimy do tego czasu. Prognozy nie zgadzają sie ani co do siły wiatru, ani co do ciśnienia / o zgrozo, róznica 3 hps/, ani co do kierunku skąd wieje.
Ale , zważywszy , że w tej części pacyfiku są aktualnie cztery depresje, to możemy się pochwalić za skuteczną nawigację, na razie żadna nas nie musnęła.
Wczoraj przy wieczornym piwku / na dwóch/ obserwowaliśmy niewielkiego ptaka, który zamiast latać, usiadł na wodzie i po pewnym czasie zauważyliśmy, że płynie w naszą stronę. Morze było bardzo spokojne, dryfowaliśmy z prędkością  od zero do pół węzła i i ptaszek powoli zbliżał się do nas. Myśleliśmy , że chce zostać pasażerem na gapę. Potem przyleciał jakiś jego kolega, zrobił nad nim trzy rundki i odleciał. Pokruszyliśmy herbatnik i po chwili ptaszek zaczął dziobać kawałeczki herbatnika. Kiedy był w odległości 50 m nagle zmienił zdanie i oddalił się z prądem. A po kwadransie ku naszemu zdumieniu wzbił się w powietrze i odleciał. Znowu zostaliśmy sami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz