czwartek, 14 czerwca 2018

już nie daleko!

i tym razem udało się nam wywinąć z paszczy niskiego ciśnienia. Na horyzoncie widać było zęby dwóch systemów, ale zmieściliśmy się miedzy nimi i zrobiliśmy niżom papa, auf wiederzehen, goodbay, au revoir, a plus jamais!
Nasza wysokość pozwalała myśleć, że to już ostatnie duże systemy na naszej drodze. I tak rzeczywiście było, pięć dni upłynęło bez wielkich stresów  z dobrym wiatrem od rufy i już prawie czuliśmy zapach wyspy Raivavae, ale ostatniej nocy, trzydzieści mil od wyspy  ostatni rzut kłopotów: silny wiatr północnowschodni / prosto w nos/ silna rosnąca fala, takie trzy metry i ochydne zachmurzenie na horyzoncie. Kusiło , by odpuścić Raivavae i odbić na kurs półwiatrem prosto na Tahiti albo inną wyspę Australes. Szliśmy na silniku z grotem na drugim refie prościutko pod wiatr. No, uda się , czy nie? Ha, udało się wiatr osłabł dodatkowo mieliśmy już osłonę z wyspy / górzysta ślicznotka/ i tak okutani w wyczynowe sztormiaki / takie wiecie, na najgorszą pogodę/ obserwowaliśmy ,jak wyspa rośnie nam w oczach. Jeszcze ostatnie próby złowienia rybki / czy już wspomniałam , że nic nie złowiliśmy od Nowej Zelandii?/ i już proszę, passe /wejście do laguny/, łatwy, robimy go na autopilocie, tylko w jednym miejscu nerwowo sięgam po ster, bo przejście między płyciznami się zawęża.Po półgodzinie jesteśmy na kotwicy. Ufff! Co za ulga! tej nocy żadna zmora nas nie dopadnie, będziemy spać spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz